Będę sobie tu płakać ,bo nie mam gdzie....boli mnie głowa, oczy przemyłam miętą z nienajlepszym skutkiem, kawa nie przywróciła mnie życiu ... nie jestem w stanie pozbierać do końca dziesiątków okruszków szkła... wszędzie ich pełno ... Większe leżą już w wiadrze kusząc ostrymi krawędziami ...Nic mi sie nie chce robić... mała ogląda bajkę, pies jakimś cudem nie pokaleczył sobie łap, słońce zagląda przez okno krzywiąc twarz , zrobić śniadanie dziecku.... tak, trzeba by wstać, zebrać siły, uśmiechnąć się do niej przez łzy, tłumacząć je paproszkiem w oku ... i zaglądnąć do wiadra ...
Jeszcze nie tak dawno zaczęłam układać sobie mój świat...pomalutku osiągnęłam harmonię ,aż do nudzącej mnie trochę stagnacji, wszechogarniającego spokoju... odnalazłam w sobie pokłady wyrozumiałości i pewne przyporządkowanie do codzienności ...Z miłością urządzałam mieszkanie...zmieniałam ,ustawiałam na nowo... dbałam o każdy szczegół...lubię przytulność otoczenia, grę kolorów....urok drobiazgów ....Chciałam, by każdy poczuł sie tu cudownie ... Odnalazłam pasję w treningach , pasję w tworzeniu obrazów ...pasję w kochaniu kogoś .... zbudowałam mały niestabilny domek , nie sprzątając gruzów po poprzednim ...Teraz siedzę i patrzę jak rozsypuje się w kawałki...., których nie zdołam już poukładać ... nie tych przynajmniej, może inne ....