.............Nie ma to, jak poszaleć na rowerze, to najlepsza chyba terapia na wszystkie kłopoty i myśli szalejące w główce .Zawsze sport i wysiłek fizyczny z tym związany działał na mnie kojaco....no cóż wydzielają się wtedy endorfiny i człowiekowi chce się żyć i ... ochotę rzucić na osobnika płci przeciwnej, ha,ha:)) Jak to mawiał mój kumpel "trening jest jak sex na dla kobiety" ,tylko , że jemu jak Jasiowi wszystko się z sexem kojarzyło:)) Ale te endorfiny to nie bajer ! Po za tym niestety uzależniają, parę dni bez intensywnego treningu i chodzisz jak na glodzie:)) Pare dni bez sexu niby też:))
Szaleję ostatnio na rowerku dosyć intensywnie. Wczoraj nabawiłam sie lekkiego wstrząsu mózgu, bo amortyzator lekko juz siadł ,wiec wszystkie skoki czułam w głowie- to spadek po braciszku, który też nieźle go exploatowal:) Mam taką swoją trasę ok.18km. po lesie ... działa na mnie zbawiennie ... Przychodzą wtedy najbardziej szalone pomysły do głowy, wraz z potem spływają frustracje, a z każdym, kolejnym, mocnym naciskiem na pedały uwalnia się cala nagromadzona zła energia:)) Czuję ,jak dawno nie ruszane mięśnie wracaja do życia, szybciej krąży krew, wprawdzie aerobicu już prowadzić nie bedę, ale myśl o powrocie do treningów kiełkuje we mnie ... może?
Jeden z szalonych "rowekowych pomysłów" zaowocował w postaci recepty na życie:) Moje życie ,bo nikomu nie polecam ,to kwestia indywidualnego podejścia. Stwierdziłam ,że zbytnio angażuję się emocjonalnie we wszystko, wchodzę zawsze cała w każdą sprawę, cokolwiek to jest ,czy hobby,czy nowe zainteresowanie, znajomość, pomysł, rzecz do wykonania, jak coś robie to już na maksa, i po co mi to ? Jak chciałam poznać komputery poszłam do sklepu i powiedziałam "proszę jeden" jaki ?,hmm dobry,obojetnie, nie wiem, bo i tak nie wiem ,co ma w środku:)) I postanowiłam nauczyć się wszystkiego sama ,facio przyszedł do domu ,zainstalował sprzęt i stwierdził ,że to już ,zapytałam ,co mozna na tym robić? - wszystko!!!!!! I zaczęłam poznawać, kompa od ruchów myszką:)) Uczyłam sie na własnych błędach, wykasowałam połowę systemu operacyjnego,hi,hi:) ale były jaja :) a za niedługi czas rozkręciłam kompa i sama zainstalowałam modem, wraz z konfiguracją połączenia,!!! I czym to się skończyło? że teraz bez kompa nie mogę się obejść, służy już dokładnie do wszystkiego- DOKŁADNIE:)
To samo bylo ze sportem, ,jak już, to na całego, kontuzje kolana ,łokieć w gipsie , bo na siłowni ja musiałam być najlepsza! I tak jest ze wszystkim ,wszystko mnie pochłania do końca, także uczucia, np. miłość do J. , przyjaźń , przywiązanie..., muzyka ...odbierana całym ciałem.....więc teraz więcej luuuzu i ograniczania swoich emocji, mniej zaangażowania ,nie wszystkie sprawy są tego warte, ba, większość nie jest :)!!!
nie wiem, co z tego wyjdzie ... ale to taka asekuracja ,by nic już nie sprawiało bólu, by więcej nie zaliczać takich dołków jak ostatnio!!! bo jak w coś do końca nie wdepniesz , to i wyjść łatwiej:)) optymistyczne zakończenie?, hmm...sama nie wiem...