Komentarze: 3
"Martin Eden" Jacka Londona ... zakończenie wzbudzajace we mnie podziw dla bohatera i łzy , teraz znoszę bez reakcji, ot... proza, piekna proza, może odrobina zastanowienia nad wolą życia w człowieku, instynktem samoobrony, ale czymże ona jest w porównaniu z pragnieniem śmierci?...To drugie zwyciężyło!..... a że London tak jak Hemingway popełnił samobójstwo i to kolejna książka , która mi wpadła w ręce w tak krótkim czasie ... to zbieg okoliczności.Po prostu rozumiem ludzi "na krawędzi", czuję to ,co piszą, przemawia to do mnie ...
Świadomie sięgnęłam po tę książkę i przeczytałam tylko zakończenie ... świadomie odkopałam tamten wiersz ... bo chciałam sprawdzić , co zostało ze mnie "tamtej" ... i wiem już , że nie zostało nic... Zmienili mnie , zasypali tonami związków chemicznych ... krążą mi we krwi zamiast wzruszeń , zamiast MNIE ... już siebie nie odnajdę i TY też mnie już nie znajdziesz , choć wiem , że po to tu zaglądasz...
pusta.. wydrelowana.. wisienka..
"proszę... obudź we mnie MNIE"!